Mówiłam wam, że
lubię mówić i nie mam z tym problemu, prawda? No, dzisiaj będę miała pole do
popisu.
- Budzimy się,
maleństwa, dziś wasz ulubiony dzień!
- Hurra, kurwa.
Tak mniej więcej
wyglądał dzień medialny dla chłopaków. Niestraszna im była trzygodzinna
siłownia czy trening, jak to nazywał Stefan, utrwalający (który polegał na
ćwiczeniu jednego elementu tak długo, dopóki nie będziesz w stanie wykonać go
źle), za to na samą myśl o odpowiadaniu na pytania, występowaniu przed kamerą
czy tłumaczeniu się z poszczególnych zachowań dostawali gęsiej skórki. Dlatego
właśnie w tym momencie wkraczałam ja.
*
Na dole zbierało
się coraz więcej osób. Co prawda mieliśmy jeszcze pół godziny do wyznaczonego
czasu, ale to nie zraziło chętnych informacji, więc zaczynało robić się tłoczno
(szczególnie w mojej głowie). W dodatku niektórzy chłopcy stwierdzili, że „pora
na kawkę” i kręcili się z tą kawką pod nogami. Ogólnie wszystko było raczej
przygotowane, a przynajmniej nie wiedziałam o niczym, co mogłoby przeszkodzić w
tym całym przedstawieniu. No, może oprócz ścianki sponsorskiej z połamaną
nóżką, ale drewienko załatwiło sprawę (nawet nie pytajcie, po co Mice drewienko
na zgrupowaniu).
- Co, stresik
jest? – Obok mnie pojawił się czyściutki, uśmiechnięty i wyprasowany Konar,
który najwyraźniej jakimś cudem dostrzegł mnie i moją minę na środku holu.
- Nie, co ty – prychnęłam.
– Przecież ja codziennie przyjmuję takie tłumy.
Swoją drogą,
ciekawe ilu przyjechało z Polsatu.
- To dobrze, bo
od dzisiaj na pewno nie dadzą ci spokoju.
- Dzięki, Dawid.
Jak będę miała jakiś problem, to już wiem, do kogo się zwrócić.
- Zawsze do...
Niestety, nie
dane mu było dokończyć.
- Fabian, nosz kurwa,
patrz, gdzie stawiasz te swoje przeszczepy! – zawołał Nowakowski, ledwo ratując
się od fabianowej kawy. Otóż w oczekiwaniu na godzinę zero panowie
reprezentanci zrobili sobie lożę szyderców na pobliskiej kanapie... i fotelu...
i stoliku. Wiecie, ciasteczka i kawka. No dobra, bez ciasteczek. Jeszcze nie
mogli.
A ja aż
zadrżałam, bo przecież oni wszyscy byli ubrani w meczówki! Na szczęście obyło
się bez tragedii.
- Ej, tylko mi
dzisiaj bez takich! – upomniałam towarzystwo.
- Właśnie –
przytaknął Zagumny, który akurat sunął obok mnie i Konara na honorowe miejsce w
loży. – Trochę kultury, kurwa.
No.
Dawid
stwierdził, że nie ma co stać jak powyżej wspomniana pani przy drodze, a ja w
myślach przyznałam mu rację. I naprawdę chciałam dołączyć do loży szyderców!
Być może to byłby przełomowy moment w moim życiu!
Ale niee,
Abramska, co to to nie!
Co prawda
zarejestrowałam jakieś dwie panie na horyzoncie, ale skąd mogłam wiedzieć, że
to wiedźmy wsiadły na miotły?
- Niedługo
dzieciom zaczną dawać akredytacje.
Dobra, może i
miałam dwa warkoczyki i koszulkę z Kapitanem Ameryką na sobie, ale to jeszcze
nie oznacza, że jedyne, co potrafię mówić, to „gugu gaga”, a mordę trzeba mi
zatykać smoczkiem! Chociaż z tym „gugu gaga” nie byłabym taka pewna, bo
szanowne panie normalnie wywołały u mnie szok i jedynie odprowadziłam je
wzrokiem.
Za to panom
reprezentantom przydałby się jakiś smoczek. Najlepiej jeszcze przed tym, jak
holem aż zatrzęsło od ich śmiechu.
- Dziewczynko,
ile masz lat?
- Chcesz
cukierka?
- Weź się
ogarnij, bo nas o pedofilię posądzą!
Pierwsza reakcja
to – wiadomo – reakcja obronna, ale po tekście Igły o cukierku cały mój system
padł.
- Ty, a
kadrowych ci nie dali? – Drzyzga zmierzył mnie od góry do dołu.
System naprawdę
padł. Wszystko było raczej
przygotowane - oprócz mojego stroju! Jeszcze im przypominałam, żeby się ładnie
ubrali, a sama przypału narobiłam... Wymarzony pierwszy dzień jako rzecznik
kadry. Natychmiast wykonałam w tył zwrot i udałam się do windy w towarzystwie
coraz to nowszych i głupszych tekstów. I już chciałam ściągnąć windę na dół,
gdy nagle wyrósł przede mną Mielewski (co do odliczania ludzi Polsatu – jeden
jest!).
- Piękny dzień,
prawda? Jurek jestem! Myślę, że powinniśmy się znać, nie? W końcu będziemy
współpracować!
- Tak? – odpowiedziałam
z równie pięknym uśmiechem, bo tylko tyle mogłam odparować na jego karabin
słów. On był miły, czyli ja też musiałam.
Roześmiał się
głośno i przepuścił mnie jako pierwszą do windy. A gdy tylko drzwi się
zamknęły...
- To co tam u
Bartka?
No i jesteśmy w
domu.
Teraz to ja się
roześmiałam.
- A nie mam
pojęcia.
- Naprawdę? –
zdziwił się i na totalnym luzaku zaczął mnie podbierać. – A co tam reszta
mówiła? Jakieś szarże były?
No właśnie chyba
dopiero będą.
- Niee.
Spokojnie jak na wojnie.
Dzięki Bogu, że
jakieś tyczkarki zatrzymały windę.
*
Gdy już
normalnie ubrana wyszłam z pokoju, natknęłam się na grupkę w składzie Możdżonek,
Kubiak, Winiarski i Wlazły, która szła na ścięcie. Mariusz ładnie dygnął i
puścił mnie do windy przodem (w razie by spadła).
- Winda
Wlazłego, wiadomo! Ta Polcia moja to ma szczęście.
Kubiak tylko
zakrył twarz ręką.
- Właśnie, co ja
mam jej kupić?
Możdżonek chyba z
automatu pokręcił głową i bardzo delikatnie wskazał na mnie. Ale bujać to ja,
nie mnie, więc i tak to widziałam. Mariusz tylko wzruszył ramionami, a Winiar
zaczął sobie nucić.
- O, zaśpiewaj
jej! Albo nie, ja jej zaśpiewam!
Tak to właśnie
mniej więcej wyglądało: jedni uważali na słowa, bo intruz wszedł na ich teren,
a drudzy mieli to gdzieś, no bo to był ich teren. I, szczerze mówiąc, intruzowi
pasowały obydwie reakcje. Nie spodziewałam się, że rzucą się przede mną na
kolana. A i tak dobrze mnie przyjęli! W każdym razie myślałam, że będzie
gorzej. Możdżonek i Kubiak jeszcze nie wgnietli mnie w podłogę, więc chyba jakoś
przeżyjemy.
Prawda?
*
Wanio wziął
już Buszka w obroty, a Kłos ich nagrywał
(?). Na ściance męczyli Konara, a gdy tylko drzwi windy się otworzyły, stado
hien napadło Mariusza, bo on przecież z tą nogą i w ogóle.
Luzik.
Podszedł do mnie
kolega, który też „awansował”. Chciał wiedzieć, jak mi się powodzi, jakim cudem
i takie tam. Spokojnie sobie rozmawialiśmy, ale kątem oka widziałam, że ktoś
się za mną kręci. Niby normalne, w końcu ludzi jak mrówków i zdziwiłabym się,
gdyby ktoś się za mną nie kręcił... ale nawet by mi do głowy nie przyszło! No, ale
dobra. Obróciłam się w końcu. Winiarski się wytrzeszczył, ale zaraz wybełkotał:
- Masz mój
numer?
- Tak.
- To spoko. Bo
myślałem, że zapomniałem wpisać.
Klepnął mnie
jeszcze w ramię i sobie poszedł. Ot, normalna rozmowa. Winiar zawsze ma swoje
odstrzały, także jak najbardziej wszystko było w porządku, mimo tych kilkunastu
sekund opóźnienia, gdy go „złapałam”. Tylko później, gdy pędziłam uratować
ściankę przed katastrofą, odezwała się ta część loży szyderców, która akurat
miała wolne:
- Alis, Alis! – zawołał Guma (bardzo im się spodobało, jak nazywała mnie francuska parka). Oczywiście
przystanęłam, no bo to w końcu Guma. – Lubisz historię?
Dafuq?
- Lubię? –
odpowiedziałam ostrożnie. – To jakieś podchwytliwe?
- A wojny? –
dodał Zatorski. – Haa-tszy!
Tak jak
siedzieli na tej kanapie w piątkę czy tam dziesiątkę, tak wszyscy zaczęli się
śmiać, przy okazji zwracając na siebie uwagę. Oczywiście wiedziałam, że mają
swoje wewnętrzne żarciki, anegdotki, teksty i Bóg wie, co jeszcze. Brałam
również pod uwagę możliwość, że będą mnie w nie wciągać i drzeć ze mnie łacha
(z perspektywy czasu sama się dziwię, że tak szybko to nastąpiło, bo byłam
pewna, że może gdzieś dopiero w Łodzi zaczną się do mnie normalnie odzywać). Ruszyłam
do tej ścianki, nie odwracając jednak od nich wzroku...
I wtedy ktoś się
we mnie wtarabanił.
- Ojej,
przepraszam! – Pan chyba po czterdziestce znał ładne słowa. Ciekawe, czy tylko
takie miał na myśli, gdy omiótł mnie wzrokiem. Przypomnę – paradowałam już w
stroju kadrowym. – A pani to kto?
- Jestem
rzecznikiem reprezentacji.
Kolaż min na
jego twarzy – poezja!
- Pani wybaczy,
ale niestety nie kojarzę. Od kogo pani przyszła?
- To znaczy?
- Z kim pani
wcześniej pracowała?
Ekhm.
Niestety, wzrok
co najmniej połowy obecnej w ośrodku wiary to nie tylko wrażenie. Staliśmy w
dość centralnym miejscu, narobiliśmy trochę rabanu, bo panu spadła chyba betonowa
teczuszka, no i nie tylko on chciał wiedzieć, z kim ja wcześniej pracowałam. I
ogólnie kim ja, do cholery, jestem.
Fakty uderzyły
we mnie z taką siłą, że prawie mnie znokautowały. Przecież ja tylko popytałam
paru siatkarzy jak im się mecz podobał! Nigdzie tak naprawdę nie pracowałam, od
nikogo nie przyszłam. Ja nawet nigdy rzecznikiem nie byłam! Stefan wziął mnie z
ulicy, a ja, głupia, się zgodziłam. Gdzie ja miałam mózg?! To nie jest trzecia
liga wojewódzka, tylko reprezentacja Polski!
Boże, Abramska,
masz reprezentować przyszłych Mistrzów Świata!
Wszystko to
przebiegło mi przez głowę w ciągu może trzech sekund, także nieźle mi
przydzwoniło. Wzięli jakąś gówniarę z ulicy, przebrali w koszulkę z „POLSKA” na
plecach i postawili wśród ludzi, a co! A gówniara jeszcze się cieszyła. No, ale
trzeba było wyjść z tego z twarzą.
- Pisałam w paru
gazetach, portalach... co akurat było dostępne – odpowiedziałam z uśmiechem,
starając się wyglądać przy tym pewnie. Mam nadzieję, że żadna kamera mnie nie
złapała.
- A ile ma pani
lat?
- Dwadzieścia
dwa.
- Jakie studia?
- Nie studiuję.
- Ach.
Ach, kurwa,
chyba zawału dostałam.
I możliwe, że
naprawdę bym się tam wyłożyła (w końcu skoro wystąpiłam w roli rzecznika
reprezentacji Polski, dlaczego nie miałabym sobie zemdleć, przecież to
właściwie to samo), ale kątem oka zauważyłam, że Kłos próbuje naprawić tę
ściankę sponsorską, więc ładnie pana przeprosiłam i w końcu pobiegłam na
ratunek, bo przecież skąd ja bym drugą wzięła!
*
- Co tam, Alice?
Super.
- Jak to wszystko
się skończy, chcę z wami dwoma porozmawiać.
Blain był tak
uśmiechnięty, tak wesoły i bił od niego taki optymizm, że w pewnym momencie aż
głupio mi było to mówić. Ale od jakichś pięciu minut stałam w pobliżu tej
zasranej ścianki i obserwowałam, jak chłopaki i dziennikarze po kolei się
zmieniają, a głowie kołatało mi tylko jedno: „co ty wyrabiasz?!”. To plus fakt,
że już podpisałam umowę na te Mistrzostwa i wyjdę na kompletną idiotkę i
faktyczną gówniarę, gdy im powiem, że „ja jednak nie”, równało się totalna
mieszanka wybuchowa. Nawet nie chcę wiedzieć, jak ja musiałam wyglądać, skoro
sam Filip to zauważył.
Bardzo możliwe,
że Francuz chciał mi wtedy po prostu strzelić w pysk za psucie atmosfery i to
przy szerszej publiczności, ale objął mnie ramieniem i obrócił. No tak, ktoś
się do niego pchał.
- Przepraszam,
ale na razie nie mogę. Muszę was na chwilę opuścić, ale do dyspozycji jest
Alice! – Tu wepchnął mnie na wolne miejsce na ściance, a mówił na tyle głośno,
że większość w pobliżu obserwowała tę scenkę. – Alice jest naszymi ustami. A
nawet mózgiem! Czy nie mam racji?
- Trener ma
zawsze rację! – przytaknął Igła.
*
- Panowie... i
pani – Do akcji wkroczył jak zawsze uśmiechnięty Kuba Bączek, czyli trener
mentalny. - Dzisiaj sesja pół godziny po treningu.
Sesja? Czyżby
umówili się na sesję zdjęciową bez mojej wiedzy? Nie, żeby mnie to dziwiło.
- Mam się ładnie
ubrać? – zapytałam tak na orientację.
Panów bardzo to
rozbawiło, a Możdzonek posłał mi swój uśmiech numer jeden: „dziecko, proszę”.
*
Sądziłam, że
królującym pytaniem będzie „gdzie jest Kurek!!!”. Jakże się pomyliłam! Nasze
media mnie zaskoczyły i do gry weszło również „może na początek się pani
przedstawi i opowie coś o sobie?”. Nie mam porównania w liczbach, bo przy
setnym przestałam liczyć, a po pięćdziesiątym mówiłam już, co tylko mi ślina na
język przyniosła.
W końcu trafiłam
na panią z Polsatu (co do odliczania, przyjechali w czwórkę). Była młoda
(chociaż pewnie i tak starsza ode mnie) i, jak się okazało, bardzo miła.
- Chłopcy są bardzo
dob...
- Alis!
Przymknęłam
tylko oczy, żeby się nie roześmiać przed kamerą.
-... są bardzo
dobrze przygotowani fi...
- Ala! Alcia!
- Widać – Dziennikarkę
bardzo to bawiło. Na tyle, że kazała swojemu kamerzyście wszystko kręcić.
Spojrzałam w ich
stronę, na co Zatorski aż podskoczył z radości.
- Za krzyżakami
byłaś? – zawołał Kłos.
- Tak
niepatriotycznie troszkę – dodał z niesmakiem Buszek.
Po raz kolejny
tego dnia: dafuq?
Coś tam sobie
pokazywali, coś tam do siebie gadali, Kłos to aż się w pół zgiął ze śmiechu,
ale oczywiście żaden nie miał najmniejszego zamiaru uświadomić mnie, o co
chodzi. A widząc ich w takim stanie, sama nie mogłam powstrzymać śmiechu i
ledwo dokończyłam, że „fizycznie są bardzo dobrze przygotowani”. Pani z Polsatu
zrozumiała, że ze mną już koniec, więc tylko ładnie (i z uśmiechem!) mi
podziękowała, a ja od razu obrałam kierunek na tę trójkę. I wtedy usłyszałam za
sobą śmiech.
- Ale cię
zakleili! – Pan kamerzysta w okularach z zieloną oprawką klepnął mnie w ramię,
a tamtej trójce tylko przyklasnął.
Ponownie
dzisiejszego dnia fakty (tym razem te przyjemniejsze) zaczęły do mnie napływać.
Gdy mózg przetworzył informacje, dotknęłam swoich pleców. No i bingo! Mogłam
się od razu domyślić.
Krzyżaka mi
zrobili!
Kłos już wtedy
musiał się trzymać Zatora, a ja szybko przeleciałam wzrokiem po zgromadzeniu.
- Winiarski!
Pan kapitan schował się za redaktorem Wanio i tyle go było widać. To znaczy było go widać na tyle, że widziałam jak bardzo był z siebie zadowolony i zdążyłam mu pogrozić wywiadem o piątej rano. Wanio w końcu jednak odpuścił i odsunął się, zostawiając Winiara bez tarczy. Dzięki temu zobaczyłam moje dwie nowe przyjaciółki! Ciekawe, gdzie zaparkowały miotły.
- Patrz, Michał. Coraz starszym te akredytacje dają.
Pan kapitan schował się za redaktorem Wanio i tyle go było widać. To znaczy było go widać na tyle, że widziałam jak bardzo był z siebie zadowolony i zdążyłam mu pogrozić wywiadem o piątej rano. Wanio w końcu jednak odpuścił i odsunął się, zostawiając Winiara bez tarczy. Dzięki temu zobaczyłam moje dwie nowe przyjaciółki! Ciekawe, gdzie zaparkowały miotły.
- Patrz, Michał. Coraz starszym te akredytacje dają.
*
Widziałam, że
tym razem to Możdzonek prowadził rozgrzewkę. Byłam coraz bliżej, ale mimo to
nie zdążyłam – Marcin ruszył, a za nim konwój. Bieg zaczynali od połowy boiska,
więc zakręt był blisko. A jakby zakręcili, to nie ma szans.
- STOP!
Normalnie
spojrzenie Stefana pewnie by mnie zabiło, a Filip jeszcze by sprawdził, czy
równo leżę. Ale nie było normalnie. Byłam w tej swojej furii, a wtedy to można
mi co najwyżej zejść z drogi.
- Uwaga, bo
będzie cytat! – uprzedziłam lojalnie. – „Wierzę, że rzucone w kierunku Antigi
słowa „u ciebie już nigdy nie zagram” to tylko chwilowa emocjonalna
destabilizacja tego jakże znakomitego zawodnika”.
Porozumiewawcze
spojrzenia, odwrócony wzrok i cisza.
- No? Słucham! –
ponagliłam. – Nie chcieliście mi nic mówić i okej, super, ja to rozumiem. Ale
jak umawiamy się na jedną wersję, to na jedną! Od rana muszę tłumaczyć, co
teraz będzie z Kurkiem, a nawet nie wiem, o czym mówię! Następnym razem uprzedźcie,
jak będziecie z kogoś robili wariata.
Jak to wszystko
ze mnie zeszło, to dotarło do mnie, że za sekundę najprawdopodobniej zginę.
Wpadłam na trening jak burza, przeszkodziłam Stefanowi (!) i nawrzeszczałam na
reprezentację Polski. Dosłownie jakieś mrówsko ma czelność do nich skakać. Szkoda,
że mrówsko uświadomiło to sobie dopiero, gdy stanęło przed zapewne wkurwionymi
dwumetrowcami. A jak Kubiak do mnie ruszył, to już byłam pewna śmierci i
zaczęłam sobie odmawiać zdrowaśkę w myślach.
- Pokaż to.
Grzecznie
podałam przyjmującemu telefon. Tylko spojrzał na wyświetlacz i od razu zaklął.
- To ja –
warknął. – Ale rozmawiałem pry...
Przerwał mu
dźwięk przychodzącego połączenia. No jasne, że tak.
- Abramska,
słucham... Proszę pani, jestem rzecznikiem reprezentacji Polski, nie Bartosza
Kurka.
*
- Dzisiaj
wyjątkowo nie będzie o was. Mamy nowego członka w drużynie, a znacie procedury.
- Ja chyba nie
znam.
- Spokojnie,
Ala. Na początek powiedz coś o sobie.
- Kuba,
wszystko, tylko nie to.
- Ale...
- Nie, Kuba,
dobra! Niech tak będzie! Nie musisz mówić, Alis. My ci zadamy pytania. Po
kolei, jak zawsze.
- Dlaczego cię
wyrzucili z pracy?
- Ja pierdolę,
Marcin...
- No co!
- Jesteś
delikatny jak rozrzutnik gnoju.
- O co wam
chodzi, przecież to normalne pytanie jest! Co, mam kłamać? Chyba była umowa...
- Stanęła w mojej
obronie.
Cisza.
- Trener
wybaczy, ale jakoś nie wyobrażam sobie, żebyś potrzebował obrony.
- Jeszcze raz
powiesz do mnie „trener”, a pompujesz dodatkowo dziesięć razy. Ze mną na
plecach.
- A mogę ja coś
powiedzieć? Wcale nie stanęłam w obronie Stef...
- Zawsze możesz
coś powiedzieć, ale teraz to akurat pierdolisz, Alice. Stanęła w mojej obronie
na konferencji i dlatego będzie z nami. Jasne?
- Tak jest.
***
Emocje już chyba
opadły… No cóż. Wir fahren nach Berlin :)